"Zabójczyni" Sarah J. Maas

"Zabójczyni" Sarah J. Maas

Poznaj piękną, bezwzględną i naznaczoną wielkością zabójczynię i zobacz, jak rodzi się legenda.

Celaena Sardothien to najgroźniejsza zabójczyni Adarlanu. Jako członkini Gildii Zabójców przysięgła wierność swemu panu, Arobynnowi Hamelowi, ale Celaena nie słucha nikogo i ufa jedynie swojemu przyjacielowi i także płatnemu zabójcy, Samowi. W tych trzymających w napięciu opowieściach, będących wstępem do bestsellerowej serii Szklany tron, Celaena wyrusza na pięć niebezpiecznych misji. Na odległych wyspach i wrogich pustyniach zabójczyni staje po stronie uciśnionych, których mści z całą bezwzględnością. Działa jednak wbrew rozkazom Arobynna i może ponieść niewyobrażalną karę za taką zdradę.

Tom zawiera wydaną po raz pierwszy po polsku opowieść „Zabójczyni i uzdrowicielka”.

„-Nazywam się Celaena Sardothien - szepnęła. - I nie będę się bać.
" Nie będę się bać".”

W tej książce mamy zbiór sześciu opowiadań, które odpowiadają wydarzenia, które mają miejsce przed serią „Szklany tron”. To jest jej prequel. 

Uważam, że zanim sięganie się po Szklany tron, dobrze byłoby wcześniej przeczytać powyższe opowiadania i historie. Głównie z racji tego, że wiele sytuacji będzie dla nas jasnych w kolejnych tomach, kiedy to Celaena powraca myślami do swoich wspomnień, ale też ponownie spotyka się z osobami z przeszłości, którzy właśnie występują w tych opowiadaniach. 

„Była ogniem. Była ciemnością. Była pyłem, krwią i cieniem.”

Jak to zazwyczaj bywa z opowiadaniami, to to, że są krótkie. To oznacza, że wydarzenia zaczynają się rozwijać w interesującym nas tempie, ale nagle się urywają. Trzeba przyznać autorce, że potrafi tworzyć napięcie i potrafi nas zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. 

Uwielbiam Celaena'e. Ma w sobie tą zadziorność i ikrę, która bardzo cenię u bohaterów. Jest zawzięta, pewna siebie, arogancka, pyskata, z mnóstwem pokładów ironii i sarkazmu, ale mająca w sobie cień człowieczeństwa. Nie ma samych zalet. Posiada też wady, które jednych będą drażnić, inni przymrużą oko, ale to jest świetne, bo dzięki temu jej postać nabiera bardziej realnego wymiaru. 

„Jeśli nauczysz się znosić swój ból, będziesz w stanie przetrwać wszystko.”

Ja wam polecam przeczytać najpierw nowelki. Zdecydowanie. W przyszłości więcej rzeczy będzie dla nas zrozumiałe, a i wydarzenia i sytuacje będzie można sobie odpowiednio poukładać. 

Kinga

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Uroboros 


"Opowieść podręcznej" Margaret Atwood

"Opowieść podręcznej" Margaret Atwood

Wstrząsająca antyutopia o piekle kobiet. Świat jak z najgorszego koszmaru, gdzie reżim i ortodoksja są jedynym prawem.

Freda jest Podręczną w Republice Gilead. Może opuszczać dom swojego Komendanta i jego Żony tylko raz dziennie, aby pójść na targ, gdzie wszystkie napisy zostały zastąpione przez obrazki, bo Podręcznym już nie wolno czytać. Co miesiąc musi pokornie leżeć i modlić się, aby jej zarządca ją zapłodnił, bo w czasach malejącego przyrostu naturalnego tylko ciężarne Podręczne mają jakąś wartość.

Ale Freda pamięta jeszcze, choć wydaje się to nierealne, że kiedyś miała kochającego męża, wychowywali córeczkę, miała pracę, własne pieniądze i mogła mówić. Ale tego świata już nie ma…

„(...) przebaczenie to zarazem władza. Żebrać o nie to władza, odmawiać go czy udzielać to też władza, może największa.”

Bardzo wiele słyszałam o tej książce. Czytałam mnóstwo pozytywnych opinii. O ile dobrze pamiętam, pojawiła się ona na blogu, który obserwuję. Pamiętam, że napisałam, że mam ją na półce i ją przeczytam. Cóż, chyba jednak się zawiodłam. 

Nie mamy tu do czynienia z fantasy. Jest to antyutopia, alternatywny świat w przyszłości, jedna z możliwości, która może nas czekać. 

Nie czytało mi się jej dobrze. Teraźniejszość i przeszłość niemal łączą się ze sobą. Nie ma jasnego odcięcia między tymi dwoma odrębnymi czasami. Mnie to przeszkadzało. 


„Jak wiedzą historycy, przeszłość to jeden wielki mrok wypełniony echami. Dobiegają nas nawet i głosy, ale to, co chcą nam przekazać, spowija ciemność, z której pochodzą, i mimo usilnych starań nie zawsze możemy je rozszyfrować w jaśniejszym świetle naszego dnia.”


Czasy, w których dzieje się akcja książki jest, delikatnie mówiąc, antykobieca. Są one traktowane tylko jako inkubatory do rodzenia dzieci. Tylko kobiety mogące jeszcze urodzić mają szansę na życie. 

Najrzadziej w książce przeszkadzało mi brak informacji na temat „nowego świata”.  Część informacji zostaje nam przekazana w epilogu. Mam wrażenie, że autorka zrobiła to troszkę po macoszemu, na szybko, na odczepne. Dodatkowo książka kończy się bardzo niejasno i chyba na komunikację nie ma co liczyć. Książka nie należy do najnowszych powieści. Liczy już sobie ponad trzydzieści lat. Głośno się o niej zrobiło za sprawą serialu, który niedawno pojawił się na Netflix. Serialu nie miałam jeszcze okazji oglądać. Nie wiem też, czy jest sens skoro książka nie przypadła mi do gustu. 


„Lepiej" nigdy nie znaczy lepiej dla wszystkich - mówi. - Zawsze dla niektórych jest gorzej.”



Mocno uderza prawdziwość tej powieści, nawet po trzech dekadach. Nawet dziś w XXI wieku możemy spotkać się z brakiem szacunku dla kobiet, z brakiem poszanowania naszych praw o wartości. Nadal możemy spotkać się  z traktowaniem kobiet jako istot niższych, gorszych. Najgorsze jest to, że Atwood opowiada o tym bardzo pragmatycznie, wręcz podjąć suche fakty. Ja nie wyczułam w książce żadnych wyższych emocji. Czułam się jakbym czytała sporządzony raport z życia takiej kobiety. Dodatkowo zakończenie otwarte, które pozostawia nas z mnóstwem pytań, na które pewnie nie poznamy już odpowiedzi. 

Kolejna książka, która nie wywarła na mnie, aż tak pozytywnego wrażenia i opinii jak na innych. Historia jest szokująca, tego nie można jej odebrać. Pomysł na historię był bardzo dobry, ale wydaje mi się, że Atwood nie do końca wykorzystała swoją szansę. Liczyłam na historię podobną do książki „Grace i Grace". Niestety, te dwie pozycje nie mają ze sobą nic wspólnego. Zdecydowanie jest to książka dla ludzi, którzy lubią pesymistyczne wizje świata oraz nieco przygnębiający styl. 

Kinga

Za możliwość przeczyta dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera


"Jak krople w oceanie" Ava Dellaira

"Jak krople w oceanie" Ava Dellaira

Siedemnastoletnia Angie widzi w swojej matce przede wszystkim ciężko pracującą, zamkniętą w sobie samotną kobietę. Zupełnie jakby zapomniała, że Marilyn też była kiedyś młoda… Kiedy Marilyn miała siedemnaście lat zakochała się w Jamesie, który został ojcem jej dziecka. Angie nigdy jednak nie zdążyła go poznać. Wie tylko, że zmarł zanim się urodziła. Gdy przypadkiem trafia na ślad brata Jamesa, w jej sercu rodzi się nadzieja: a co jeśli ojciec nadal żyje? Angie, w tajemnicy przed matką, wyrusza w podróż do Los Angeles, by wreszcie poznać prawdę o sobie i swojej rodzinie.

"Złe doświadczenia nie mogą być wymówką dla bezczynności."


Bardzo trudno mi rozgryźć tą książkę. Od samego początku miała to „coś”. Bardzo refleksyjna, zdecydowanie wymagająca od nas, jako czytelnika, zaangażowanie i skupienia. 

Książka porusza ważne tematy rodzinne, relacje między  samotną matką, a córka, ale też o trudności w okazywani u uczuć, poczuciu starty i pustki. Nie ukrywam, że po opisie z okładki liczyłam raczej na lekką lekturę. 

Przeszkadzała mi w książce wolna akcja, bo mimo wszystko lubię kiedy w książce coś się  dzieje. Znajdą tu coś dla siebie pasjonaci psychologii, bo autorka bardzo wiele czasu poświęciła kreacji psychologicznej swoich bohaterów. Dzięki temu zabiegowi powstali bardzo realistyczni bohaterowie. Nie jeden z nas utożsamiłby się z nimi. 

Zdziwiłam się, bo dostaliśmy opowieść głównie o matce Angie, która gdzieś po drodze, w realnym świecie, zapomniała jak to jest cieszyć się życiem i całkowicie poświęciła się swojej córce. W każdym aspekcie życia. 


"Żałoba i strata to część życia. Nie da się ich uniknąć."


Mimo tego między mną książką tym razem nie zaiskrzyło. Liczyłam i oczekiwałam o wiele więcej. Gratką będzie ona chyba dla młodszej rzeszy odbiorców. Co nie umniejsza samej autorce, bo książki nie czytało mi się specjalnie źle, ale chyba tym razem najzwyczajniej nie trafiłam w tematykę. 

Książka opisuje dwa czasy: teraźniejszy, w którym żyje Angie i przyszły, gdzie spędzamy więcej czasu, bo poznajemy historię Marlin, matki Angie i podjęte przez nią decyzje i wybory, które będą mieć takie a nie inne konsekwencje w późniejszym życiu. 

Muszę też odnieść się do okładki, bo nie byłabym sobą z gdybym  tego nie zrobiła. Jest niezwykle urzekająca. Połączenie błękitu, zieleni i turkusu jest nie tylko urzekające, ale działa niezwykle wyciszająco. Mam jednak wrażenie, że nie do końca oddaje treść w niej zawartą. 

Kinga


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Jaguar


"Spowiedź polskiego kata" Jerzy Andrzejczak

"Spowiedź polskiego kata" Jerzy Andrzejczak

-Czy swoje białe rękawiczki, w których pan zabijał, wrzucił pan do trumny na piersi ofiary?
– Tak – pada potwierdzenie. – To niepisana tradycja...
Kto by pomyślał, że kat do egzekucji zakłada białe rękawiczki? A jednak rytuały tego typu mają dać ułudę pomagającą uporać się z emocjami – oczywiście symboliczną, zakopywaną w trumnie wraz ze zwłokami. Wspomnień tego typu nie da się jednak zupełnie pogrzebać i podobnie jak autor, i czytelnik poznający kata stale się z tą prawdą konfrontuje.

Tło książki Jerzego Andrzejczaka stanowi stosunek każdego z nas do kary śmierci. Poznajemy w niej bowiem nie tylko kata, ale też skazanych oczekujących na kostuchę. Książka wymusza przez to zadawanie sobie wielu pytań i bezpośrednio konfrontuje czytelnika z własnym stosunkiem do zabijania, robi to jednak w sposób uczciwy, acz atypowy. Niejako jak w sądzie, pozwala wysłuchać obu „stron” – kogoś, jak się zdaje beznamiętnie i na zimno odbierającego życie oraz wielu sprawców zabójstw, którzy stracili panowanie nad sobą i rzeczywiście żałują swoich czynów. Czy można ich ze sobą porównywać? Czy uzasadnione zabijanie jest mniej amoralne niż przypadkowe, nieplanowane? Czy większość ma prawo decydować o życiu jednostki? Czy zabijając zabójców nie dajemy mimowolnie przyzwolenia na zabijanie, nie uczymy go młodego pokolenia? - Jarosław Stukan

„Stu profesorów zebranych razem i działających w tłumie będzie gromadą tak samo nieobliczalną jak stu analfabetów.”

Miałam co do tej książki duże wymagania. Po „Dzienniku kata" poprzeczkę postawiłam bardzo wysoko. Z przykrością muszę stwierdzić, że się na niej zawiodłam. 
Nie ukrywam, że liczyłam na szczera rozmowę między dziennikarzem, a ostatnim polskim katem. Na to wskazuje sam tytuł. Niestety samego wywiadu jest bardzo mało. 

Nie podobało mi się zachowanie  autora podczas rozmów z katem. Odniosłam wrażenie, że postawił sobie za cel, by mocno uprzykrzyć katowi chwile, w których byli razem. Był nachalny, napastliwy, robił przytyki i złośliwości, był proporcjonalny. Próbował grać na moich uczuciach, jako na czytelniku. Było to bardzo nie na miejscu, tym bardziej, że sam kat i tak miał już duże poczucie winy, to sam Andrzejczyk wprowadzał go w jeszcze większe kompleksy. 

„Prawo musi być równe dla każdego-sprawiedliwe, ale i surowe.”

Jeżeli kogoś interesuje tematyka pozbawiania życia i ma smykałkę i pociąg do historii, to znajdzie tutaj coś dla siebie, bo dużo tekstu poświęcone jest właśnie samej historii profesji kata z całego świata na przestrzeni lat. 

Zawód, trzeba przyznać,  nietuzinkowy i wymagający odpowiednich cech osobowościowych i predyspozycji samego człowieka. Choć byki to z pozoru zwykli ludzie, to jednak coś i chciałabym musiało ku temu pchnąć. 

W Polsce akta z danymi ostatnich katów zostały utajnione na pięćdziesiąt lat, więc zostaną one ujawnione dopiero w 2038 roku. Nie jest to aż tak bardzo ważne. Nie mniej czuję troskę współczucia dla rodzin, które moja być szykanowane z tego powodu. 

Dodatkowo poznajemy historię więźniów, którzy zostali skazani na karę śmierci. Cześć z nich została powieszona. Innym się udało, po amnestii, które zawieszała karę śmierci. Ludzie, którzy żyli ze świadomością, że niedługo pożegnają się z życiem zmieniają się. 

„Nikt rozsądny nie karze dlatego, że przestępstwo zostało popełnione, tylko po to, aby nie zostało popełnione.”

Kiedy ciąży nad nimi widmo nieuchronnej śmieci ludzie potrafią w niewyobrażalny sposób przewartościować swoje życie. 

Książka nie jest zła, ale niestety nie spełniła moich wymagań. Tytuł jest totalnie nie trafiony, bo spowiedzi jako takiej tam nie ma. 

Mimo to, z miłą chęcią przeczytam kolejne tomy z serii rozmów z katem, bo jest to niesłychanie intrygujący temat. 

Kinga

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Aktywa

[PRZEDPREMIEROWO] "Ring Girl" K. N. Haner

[PRZEDPREMIEROWO] "Ring Girl" K. N. Haner

Pełna żaru, energetyczna opowieść o miłości w brutalnym świecie boksu.

ONA - córka boksera o międzynarodowej sławie.

ON – pretendent do tytułu Mistrza Świata.

ONA trzyma się jak najdalej od ringu i bokserskiego świata. ON żyje tylko po to, by walczyć i zwyciężać. Przypadek sprawia, że dwójka dawnych znajomych spotyka się ponownie.

Czy odnajdą się w świecie, który oboje równie mocno kochają, co nienawidzą?

Czy tajemnice, które mają przed sobą, nie przeszkodzą im w drodze do szczęścia?


„Miłość była dla mnie przereklamowana, a ludzie przez nią stawali się inni. Bezmyślni, podejmowali nieodpowiednie decyzje, a potem kończyli ze złamanym sercem.”


Na samym początku czytania książki, nie mogłam wejść w historię. Mam tak, zazwyczaj wtedy, gdy autor piszący jeden gatunek literacki, nagle pisze coś zupełnie innego niż dark erotyki. 

Lubię literaturę kobiecą i romanse. Może i są nieraz przesłodzone, mało realne o schematyczne, ale uprzyjemniają mi niekiedy życie. 

Jak możemy się domyślać, książka będzie przepełniona uczuciami, nie tylko tymi dobrymi, ale o tym za chwilkę. 

Głównymi bohaterami są Eden, córka byłego boksera i mistrza, który jest bardzo wybuchowy i nie zawsze umie poradzić sobie z agresją, która w nim rośnie. A także Logana , który chce osiągnąć mistrzostwo. 


„Bo nie ważne ile razy upadniemy, ważne jest, by przyznać się do błędów i próbować je naprawić, a potem iść dalej. Najgorzej jest stanąć w miejscu i nic nie robić. Wtedy nie będzie lepiej.”


Osobiście, nienawidzę boksu.  Nie widzę w nim nic pociągającego, wręcz mnie odpycha. Do dziś nie rozumiem, co może być fajnego w tym, że dwóch mężczyzn obije sobie twarze i wyglądają jak kosmici. Całe szczęście, w książce jest wspomnianych kilka walk, ale autorka nie zgłębia ich szczegółów, ani tego jak wyglądają sami uczestnicy walk. Całe szczęście. 

Książka mnie pochłonęła. Przepadłam. Kasia potrafi grać na emocjach. Świetnie jej to wychodzi. 

Podoba mi się, że w jej książkach prócz romansu mogę znaleźć ukryte inne problemy. 

Sama Eden nie ma w życiu łatwo. Jej matka zmarła wcześnie, ojciec nadużywa alkoholu i nie raz w amoku nie raz zdarzyło mu się ją uderzyć. Przez co dziewczyna ma problemy w życiu dorosłym, związane z uczuciami i bliskością. Nie tylko nie potrafi ich okazywać, ale też ucieka od nich i się przed nimi broni. 

Logan też ma sam ze sobą problem, z którymi sam sobie nie poradzi. Ciąży na nim ogromna presja.

„Jednego dnia było mi dobrze z moja samotnością, a kolejnego miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu, jak cholernie mi źle, by ktoś w końcu zwrócił na mnie uwagę, by został przy mnie dobrowolnie choć na chwilę.” 

Dodatkowo, coś z czym możemy się  spotkać w bliskim otoczeniu. Wygórowane ambicje rodziców, którzy pomimo dorosłego życia nadal nami kierują i manipulują, by osiągnąć cele najwygodniejsze dla nich nie dla nas. Bardzo niezdrowa i toksyczna relacja, z której niezwykle trudno jest się uwolnić. 
Mimo okaleczeń duchowych i trudnych przeżyć Eden i Logana zaczyna coś łączyć, jednak będzie to raczej słodko-gorzka opowieść. Cieszę się, bo nie lubię przesłodzonych historii, robi się potem za mdło. 

Książka spełniała moje oczekiwania i jestem zadowolona z lektury. Kasia wplotła  w historię odrobinę dobrej intrygi i tajemnic, dzięki czemu cała książka nabrała nieco pikanterii. 

Kinga

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Kobiece


[PRZEDPREMIEROWO] "Save us" Mona Kasten

[PRZEDPREMIEROWO] "Save us" Mona Kasten

Wielki finał historii miłosnej Ruby i Jamesa.

Czy mogą ocalić siebie? A może zniszczą się nawzajem?

Ruby jest w szoku: została zawieszona przez Maxton Hall College. A co najgorsze, wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialny za to jest nikt inny, tylko James. Ruby nie może w to uwierzyć - nie po tym, przez co przeszli razem.

Oboje muszą się zastanowić, czy światy, w których żyją, nie są dla siebie zbyt odległe...
Trzecia i ostatnia już część serii „Save" Mony Kasten. Mam wrażenie, że jest to chyba najlepsza część. 

Nasza historia toczy się idealnie od miejsca, gdzie zakończył się drugi tom, a więc od...Ruby. Zrobiłam wielokropek, bo część z Was nadal może będzie chcieć ją przeczytać, więc nie mogę tu napisać tak ogromnego spoilera. 


„Długo walczyliśmy, żeby być tu i teraz.  Tyle się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy: zniszczone marzenia, dni pełne nadziei i więcej miłości, niż wydawało się możliwe. Walczyliśmy i uratowaliśmy się nawzajem. I tak samo będzie w przyszłości.  W każdej godzinie, minucie, sekundzie.”


Nie mam niedosytu. Wszystkie otwarte wątki zostały zamknięte, niewyjaśnione sprawy zostały jasno przedstawione, a wszystkie tajemnice wyszły na jaw. Tego zazwyczaj oczekuję od książki. Definitywnego zakończenia historii. 

Przywiązałam się do bohaterów, bo ich życie i uczucia nie było idealne i przesłodzone. W sumie więcej ich dzieliło, a na tyle samo wzlotów, odpowiadało tyle samo upadków i niepowodzeń, co nadało im realności. 

Książkę opowiadają nam na zmianę Ruby i James, ale pojawia się też kilka innych osób, które rzucają światło i odrywają nas trochę od głównego wątku. Z jednej strony lubię ten manewr u autorów, bo idzie chwilę uspokoić swoje emocje w głównych wątku, ale z drugiej ma się wrażenie, że co...ale kurczę...i czytam szybciej, żeby wrócić do głównej historii. 


„Czasami człowiek nie ma wyboru. Czasami inni zmuszają cię, byś kogoś zranił, choć wcale tego nie chcesz.”


Książka świetnie pokazuje uroki i wady wkraczania w dorosłość, dojrzewania pod względem emocjonalnym, by potrafić wyrazić swoje uczucia, o których zazwyczaj się nie rozmawiało. Ponadto, w książce poruszane są inne ważne i trudne tematy jak homoseksualizm oraz życie codzienne osób, które mają trochę nadwagi i ich próby radzenia sobie w życiu, pojawia się też relacja z dużą różnicą wieku, czy porzucanie swoich dzieci. 

Mona Kasten poruszyła te wszystkie tematy w bardzo subtelny sposób. Bardzo fajnie zgrywają się z całą fabułą. Mimo, że są to problemy pojedyńczych postaci, to ma się wrażenie, że nie są one aż tak przytłaczające, bo mają oni wokół siebie grono wiernych i oddanych przyjaciół. 

Bardzo ważne jest tu także poruszanie kwestii tak zwanych dla „zachowania pozorów”, by zadowolić opinię społeczną i by sprostać jej wysokim wymaganiom. Jest tu tez zawarta pewna bardzo mądra nauka: 

„Pisał o marzeniach. O tym, jak są ważne i że trzeba marzyć, bez względu na okoliczności,  bez względu na  to, jak beznadziejna wydaje się sytuacja. O tym, że trzeba otaczać się ludźmi, którzy  cię  w  tym  wspierają,  i  że  nie  ma  nic  piękniejszego,  niż znaleźć kogoś, kto dzieli się z tobą swoimi marzeniami. Pisał także, że na niektóre marzenia trzeba poczekać, ale nie wolno z nich rezygnować, nawet jeśli wiara w ich realizację wymaga gigantycznego wysiłku.”


Było mi troszkę przykro kiedy skończyłam czytać tą książkę, bo polubiłam bohaterów. Muszę przyznać, że książki Kasten czytało się niezwykle szybko i przyjemnie. Przeczytanie ostatniej części zajęło mi niespełna dwa wieczory. Pozycja Young Adult, która wpasowała się w moje gusta czytelnicze, która także uczy nas czegoś. To jest piękne w książkach. To, że pomimo schematów możemy z nich wyciągnąć jeszcze coś dla siebie. 

Kinga

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Jaguar


[PRZEDPREMIEROWO] "Everless" Sara Holland

[PRZEDPREMIEROWO] "Everless" Sara Holland

W królestwie Sempery czas jest walutą. Zaklęty jest w krwawym żelazie i tworzony z krwi poddanych. Siedemnastoletnia Jules musi zbliżyć się do śmiertelnie niebezpiecznej królowej i wrócić do Everless, by uratować życie ojca.

Everless to pałac jednego z pięciu największych rodów Sempery, królestwa rządzonego przez Królową, która przed wiekami stanęła na czele armii i wypędziła z kraju najeźdźców pragnących zdobyć tajemnicę krwawego żelaza. Tę tajemnicę odkryła legendarna para - Czarodziejka i Alchemik. To oni, wedle podań, nauczyli królową, jak z krwi poddanych tworzyć krwawe żelazo, czyli metal, w którym zaklęty jest czas. Biedacy muszą sprzedawać swoją krew, żeby zapłacić za ochronę, a arystokracja może dowolnie przedłużać sobie życie - kilkaset lat to norma.

W takim dość mrocznym świecie żyje główna bohaterka - Jules, siedemnastoletnia dziewczyna, która jako małe dziecko musiała wraz z ojcem - kowalem uciekać z Everless do małej wioski na prowincji w obawie przed zemstą Liama Gerlinga, starszego syna władców Everless. Liam próbował wepchnąć do ognia w kuźni swego młodszego brata, z którym Jules się przyjaźniła i którego uratowała od śmierci w płomieniach. Od tego czasu oboje z ojcem ukrywają się pod fałszywym nazwiskiem.

Poznajemy Jules w momencie, gdy podejmuje ryzyko powrotu do Everless, aby jej ojciec nie musiał sprzedać resztki swej krwi. 


„Nigdy nie przysięgaj, jeśli nie zamierzasz dotrzymać obietnicy, bo przyciągając oddajesz Alchemikowi swoją duszę.”


Jestem oczarowana książką dosłownie. To jest niebywałe jaki autorka stworzyła świat. Dostajemy coś zupełnie nowego, świeżego. Czuć tę świeżość już od samego początku książki. 

W ogóle książka jest nasączona tajemnicami. Wszyscy ich bronią jak tylko mogą. Główna bohaterka jest sprytna, odważna, przebiegła, jej malutką wadą jest to, że nieraz uczucia biorą górę i jej osąd jest nieco spaczony oraz, że wzdycha do swojej młodzieńczej miłości, ale tego nie ma zbyt wiele w książce. 

Pierwszy tom jest nieco wprowadzaniem do świata Jules. Opisy nie przytłaczają, ale bardzo dużo nam wyjaśniają. Są idealnie wplecione w dialogi i w historię. Dzięki czemu nie mamy nadmiaru  informacji. To dobrze, bo w nowym świecie należy wszystko sobie poukładać. Pasjonaci fantasy znajdą coś dla siebie, znajdziemy tu nieco czystej magii. 

Nie chcę się nad nią aż tak zachwycać, ale książka jest doprawdy dopracowana w każdym szczególe od początku do końca. Ba! Autorka serwuje nam taki rollercoster wydarzeń, że w pewnym momencie odłożyłam z niedowierzania książkę. Okazuje się, że co do niektórych bohaterów Jules kompletnie nie miała przeczucia. 


„Nie wiesz, co to złamane serce, dopóki ktoś kogo kochasz, nie skona w twoich ramionach.”


Ogromnym plusem w niej jest brak romansu. Sara Holland udowodniła dzięki temu, że nie każda książka musi mieć wątek romantyczny. Dzięki temu zabiegowi książka nabiera większej wartości. Mimo to nie nudzi, a dosłownie zaskakuje. Do samego końca niczego się nie domyśliłam. Bardzo dobrze napisana intryga i tajemnice. Holland stopniowo odkrywa nam karty i stopniowo buduje napięcie. Do tej chwili jestem pod czarem tej książki. 

Bardzo dobrze skrojona historia. Dopracowana, bez luk fabularnych, z wyrazistymi bohaterami. Oczarowała mnie od pierwszych stron. Dodatkowo przepiękna okładka, która dosłownie nas przyciąga. Jestem pod ogromnym wrażeniem i tak, nadal będę się nad nią rozpływać. 

Świetny potencjał. Mam przeogromną ochotę na więcej, dużo więcej. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Historia, która zostanie w nas ma dłużej. Historia o odkrywaniu siebie samej i swojej tożsamości. Mimo, że książka z serii New Adult, to polecam ją także i starszemu pokoleniu (tak ja do new adult już dawno nie należę). 


Kinga


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Jaguar


[PRZEDPREMIEROWO] "Blask nocy letniej" Bestrix Gurian

[PRZEDPREMIEROWO] "Blask nocy letniej" Bestrix Gurian



Życie Kati nie jest już takie samo. Od czasu potwornego wypadku jej twarz szpeci okropna blizna, a z Lukiem, swoim najlepszym przyjacielem, nie zamieniła ani słowa. Podłamana wyjeżdża jako au pair do Los Angeles, gdzie jej życie odmienia się w magiczny wręcz sposób. W barze o nazwie Lived, Kati znajduje nowych przyjaciół: przebojowe rodzeństwo – Jeffa i Lucy. Nagle zdaje się, że wszystkie jej najwspanialsze sny mają szansę się ziścić. Jednak ten świat ociekający blichtrem kryje w sobie pewną tajemnicę – i dopiero z pomocą Luke’a Kati odkrywa, że naprawdę od dawna tkwi w koszmarze.

„Życie jest wystarczająco dramatyczne. Ludzie potrzebują więcej romantyki więcej gry pomyłek, więcej miłości. To znaczy prawdziwej miłości.”

Biorąc do ręki kolejną książkę Pani Gurian liczyłam chyba na kontynuację poprzedniej jej książki „Roziskrzone noce" (recenzja), lub chociaż na epizodyczne pojawienie się poprzednich bohaterów. Nic bardziej mylnego. Ta pozycja jest totalnie osobną książką z odrębną historią i całkiem innymi bohaterami.

Nie da się ukryć, że okładka jest przepiękna i się mieni, a na dodatek jest niemalże taka sama jak pierwsza książka autorki, ale ta czerwień jest zdecydowanie bardziej przyciągająca niż błękit.

Na początku podeszłam do niej nad wyraz entuzjastycznie. W trakcie czytania miałam wrażenie, że cta książka nic ze sobą nie niesie i powieść jakich wiele. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy nie wiedząc kiedy czytałam ostatnią stronę!


–„Dlaczego w takim razie się z nimi spotykasz?
– Bo to fajna zabawa.  W każdym razie do momentu, aż zaczynają gadać o tych wszystkich uczuciach. A najgorzej jest, jak powiedzą to słówko na M.
– Miesiączka? Membrana? Marchewka? Modlitwa? – wyliczyła Kati z coraz mocniej bijącym sercem, zarazem wiedziała bardzo dobrze, o jakie słowo mu chodzi. I zastanawiała się, czy może tylko specjalnie tak mówi, bo świetnie zdaje sobie sprawę z tego, co się w niej dzieje. Może mimo wszystko wcale nie była taką dobrą aktorką, jak sądziła?
– Miłość! – wręcz wypluł to słowo. –  Wszystko idzie świetnie do czasu, aż cię tym zaskoczą. A jako miłość rozumieją to, że odtąd możesz patrzeć już tylko na nie.  Tylko z nimi możesz się śmiać, tylko z nimi można rozmawiać. Jako miłość rozumieją naprawdę wielgachną żelazną kulę, którą przyczepiają ci do nogi. Gorsze to niż dozór elektroniczny. A do tego, proszę bardzo, masz zawsze wiedzieć, co im w duszy gra.”

Nasuwa mi się jedno słowo. Ta książka jest podejrzana. Nie dlatego, że jest zła. Głównie chodzi mi o historię. Sama fabuła jest dziwnie idealna. Otóż dziewczyna, która dotyka tragedia, wyjeżdża kilka tysięcy kilometrów od domu i od jednego spotkania wszystko zaczyna się układać jak w bajce. Piękne prawda? Dobrze, że takie rzeczy nie dzieją się realnie.

Akcja nie rozgrywa się szybko, ale też nie przynudza. Pojawia się delikatny wątek fantasy, ale dosłownie skromny. Choć w sumie ciężko to podciągnąć pod fantasy.

Samo zakończenie mnie osobiście dało dużo do myślenia. Wiele razy jesteśmy na zakrętach życiowych, wiele razy wydaje się nam, że jesteśmy w totalnej kropce i nie widzimy wyjścia z sytuacji. Co bylibyśmy w stanie zrobić, żeby zmienić swoje życie? Bo przecież zawsze może być lepiej, zawsze znajdziemy coś do poprawy, zawsze chcemy więcej i więcej. Ale czy na pewno, co byś poświęcił, co byś oddał, co byś zaryzykował.

Los bywa przewrotny i nie raz mam wrażenie, że ktoś „tam do góry” lub „tam na dole" układa pionki tak jak się mu podoba i na chybił trafił. Ma się wrażenie, że nie raz trzeba namieszać w życiu zwykłych ludzi, żeby tylko sprawić sobie chwilę przyjemności, kiedy próbują rozwiązać swoje problemy i czy nie skuszą się na nieco łatwiejszą drogę życia.
Tak jak nie byłam przekonana do tej książki, tak w tej chwili muszę stwierdzić, że podobała mi się bardziej niż wcześniejsze. Głównie dlatego, że końcówka nie tylko mnie zaskoczyła, ale dała mi troszkę do myślenia.

Kinga

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Jaguar 


"Wrócić do siebie" Zuzanna Marczyńska

"Wrócić do siebie" Zuzanna Marczyńska

Trzy osoby z trzech różnych światów – pani naukowiec, artysta włóczęga i prezes milionowej firmy. Na pierwszy rzut oka nie mogą mieć ze sobą nic wspólnego, jednak łączą ich traumatyczne rodzinne przeżycia.

Ich drogi przeplatają się w nieprzewidywalny sposób.

Zakazane uczucie walczące z rodzącą się miłością uruchamia lawinę wzajemnych uzależnień, intryg i szantaży. W tym układzie wszystkie chwyty są dozwolone, jednak uruchomiły tykającą bombą, która w końcu wybuchnie…

"(...) czasami od życia dostajemy bardzo niewiele i to musi nam wystarczyć."

„Wrócić do siebie” to debiut Zuzanny Marczyńskiej. Trzeba przyznać, że dość opasły, bo książka liczy sobie ponad 650 stron.

Ta książka nie jest zwyczajna i banalna. Zdecydowanie wyróżnia się na tle innych książek. Sama byłam zaskoczona kiedy dostałam w ręce dopracowaną w szczegóły powieść. Autorka włożyła w to bardzo dużo pracy, poza tym autorka ma bardzo obrazowy styl przez co cała historia nabiera barw. 

W tej książce mamy aż trzech głównych bohaterów: Birka, Locka i Rianne. Każda z tych postaci jest bardzo mocno zarysowana, każda jest indywidualnością, każda jest inna. I to chyba jest takie fajne w tej książce. Widać, że autorka poświęciła im bardzo dużo pracy. Mimo, że są z  kompletnie innych światów, w pewnym momencie ich losy zaczynają się mocno ze sobą przeplatać. 

To, co czyni ich bardziej realnymi, to ich wady i zalety, ale też ciężkie doświadczenia, które przeszli i dzięki którym stali się silniejsi i tym kim są w chwili obecnej. 
Nie sugerujcie się okładką, bo może Was ona zmylić. Zdecydowanie nie ma tu kolejnego schematu, a na każdym kroku jesteśmy zaskakiwani. To nie będzie ckliwa opowiastka o miłości. Czekają tam na nas intrygi, szantaże, tajemnice. Jestem mile zaskoczona. 

„Wrócić do siebie" to nie zwykła powieść miłosna. To opowieść o ludziach, ich słabościach i podejmowaniu trudnych decyzji będąc na rozdrożu. Myślę, że książka nie raz Was zaskoczy. „Zwykła” książka o zwykłych ludziach i problemach, które i nas spotykają w życiu codziennym, jednak napisaną  w, trzeba przyznać, ciekawy sposób. 

Kinga

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Lucky


Copyright © 2014 Velaris' library , Blogger