"Księżniczka popiołu" Laura Sebastian

Najwieksze rozczarownie książkowe tego roku. Zawiodłam się  bardzo na tej książce. Jako rasowa sroka okładkowa dałam się zwieść udanej szacie graficznej. Udanej? Bajecznej, mimo, że bardzo przypomina okładki Aveyard, ale o tym później. Nie jest to pierwszy raz kiedy dałam się napić w butelkę. Moja naiwność do stwierdzenia "może tym razem będzie lepiej", znów nie dało potwierdzenia. 

Matka Theodosi została zamordowana na jej oczach, kiedy ta była małą dziewczynką. Władze przejął okrutny Kaiser, wtedy to zaczął się koszmar dla niej i jej narodu. Jednak nadchodzi odpowiedni moment, kiedy postanawia zawalczyć o swój naród i podejmuje bardzo odważne kroki. 

Pomysł na historię był naprawdę dobry, nawet bardzo. Ale...no właśnie jest ale i to w sumie kilka. Tam "czegoś" zabrakło. Po trochę z każdego. Zbyt mało akcji, zbyt słaby opis głównych bohaterów, zbyt rozległe opisy i skupianie się na rzeczach mało istotnych. 

Nie polubiłam głównej bohaterki. Była zbyt mocno irytująca, niezdecydowana, momenatmi dziecinna. Najgorszym, co mogła zrobić autorka to była jej przemiana. Została przeprowadzona zbyt szybko, co sprawiło, że cała jej postać stała się nierealna. Jeżeli chodzi o warstwe psychologiczną wszystkich postaci, które występują w książce, są słabe. Nic nie zostało dopracowane. 

Za to bohaterowie drugoplanowi wyszli autorce nadwyraz dobrze. Właśnie dzięki opowieściom głównej bohaterki możemy poznać ich tak dobrze. 

Podobno jest to powieść fantastyczna, ale ja tam szukałam fantastyki. Kamienie mocy, były świetnym pomysłem, ale tylko na tym się skończyło. Brakowało potencjału i było zbyt wiele niewiadomych, tajemnic, mało wyjaśnień. 

Akcja powieści jest wolna, momentami nudna. Dopiero pod koniec książki zaczyna się dziać coś interesującego i ciekawego, co mogłoby rozkręcić historię. 

Na temat wątku miłosnego, który pojawia się w formie trójkąta, nie będę się wypowiadać w ogóle, bo był tragiczny i żałosny. 

"Księżniczka popiołu" nie wyróżnia się niczym szczególnym, prócz cudownej okładki, która jak wiele osób zauważyła wcześniej, łudząco przypomina te z serii "Czerwona królowa" Aveyard. 

Książka nie wzbudziła we mnie zachywtu. Dopiero samo zakończenie mnie zaintrygowało. 

Może jestem masochistka, ale mam nadzieję, że autorka rozkręci się w tomie drugim i jeszcze nas zaskoczy. Raz, że czuję się zaintrygowana, co się dalej wydarzy, a dwa nie lubię zaczynać i nie kończyć serii. 

Kinga

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka



7 komentarzy:

  1. Pierwszy tom był średni, drugi podobał mi się bardziej, aczkolwiek teraz czekam na trzeci z niecierpiwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakbym oceniała książki po okładce, także bym się nabiła w butelkę. Niestety, coraz częściej tak jest z książkami że okładka piękna, zawartość gorsza...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam dwie części na swojej półce, jednak nie udało mi się jeszcze ich przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż tak źle? Ale ja też bym dała się nabrać na okładkę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie też ta okładka korciła i nęciła, ale odpuściłam ją sobie i w końcu nie zdecydowałam się na lekturę... I chyba dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. To jedna z tych książek, które NA PEWNO przeczytam - tylko jeszcze nie wiem kiedy 😂 ale po opinii widzę, że nie muszę się spieszyć

    OdpowiedzUsuń
  7. a ja nauczyłam się już, ze czasami warto odpuścić serię, bo po prostu szkoda na nią czasu

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy Wam za każdy komentarz.

Copyright © 2014 Velaris' library , Blogger