"Złodziejka książek" Markus Zusak
19:27:00
23
Światowy bestseller, na podstawie którego powstał film wytwórni Twentieth Century Fox.
Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki „Podręcznikowi grabarza” uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze…
„Drobna uwaga. Na pewno umrzecie.”
Wręcz niemożliwym jest, żeby książka podobała się niemal każdemu czytelnikowi. Tą okładkę widziałam już mnóstwo razy na większości grup książkowych. Kupiłam ją pod wpływem impulsu. Leżała i czekała na swoją kolej. Nadszedł i ten czas. Pomyślałam sobie, że skoro tyle osób ja ocenia tak wysoko i skoro wszyscy, dosłownie wszyscy się nią zachwycają to musi coś w niej być. Prawda?
Sam początek jest nad wyraz intrygujący. Otóż narratorem naszej powieści jest nikt inny jak Śmierć, która tu jest rodzaju męskiego. Nie należy ona do delikatnych osób i często wyprzedza wydarzenia i fakty. Jedno trzeba jednak jej przyznać. Nie myli się.
Książka nie jest o wojnie, ta jest tylko tłem dla rozgrywanych się tam wydarzeń. Nie jest to też książka o miłości, chociaż pojawiają się tam różne jej odcienie.
Wiecie, w tej recenzji zrobię wyjątek. Mam wiele mieszanych uczuć co do tej książki i mam zamiar się z Wami nimi podzielić. Więc ta recenzja będzie inna niż wszystkie. Taką mam przynajmniej nadzieję.
„Ludzie zwykle odkładają najważniejsze słowa na później, a ich bliscy odnajdują je w pośmiertnych listach.”
Na samym początku nic mnie nie porwało. Nie poczułam tego „czegoś”, że książka pochłania Cię dogłębnie. I z własnym sumieniem powiem Wam że nie czułam tego do samego końca. Akcja rozgrywa się na przełomie całej wojny a mianowicie od 1938 roku do 1945, żeby skończyć na czasach współczesnych.
Można by stwierdzić, że historia jakich wiele. Mamy świadomość czym była wojna, wiemy, że w nowej historii nie było nic bardziej poruszającego i porażającego niż I i II Wojna Światowa, które wzięły ze sobą miliony istnień, tych którzy umierali dla fanatyków, ale też i tych którzy z polityką nie chcieli mieć nic wspólnego.
Śmierć jest nie tylko narratorem książki, ale jest wszechobecna. Towarzyszy nam na każdym kroku. Niekiedy jest całkiem blisko, że możemy poczuć jej oddech na szyi, niekiedy tylko się nam przygląda. Takie samo uczucia towarzyszą nam w książce.
„Nienawidziłam słów i kochałam je.
Mam nadzieję, że nauczyłam się ich używać.”
Nawet nie zorientowałam się kiedy przeczytałam połowę książki. Historia Liesel i Rudego była taka sama jak reszta, a jednak czymś się wyróżniała. W tamtych czasach prawdziwa przyjaźń ponad wszystko była bardziej ceniona niż cokolwiek innego.
Właśnie takie sytuacje dają nam wiarę w ludzi. W świecie bezdusznych istot, gdzie człowiek człowiekowi jest wrogiem i wilkiem, tu pokazane jest, że nie wszyscy szli ślepo za Hitlerem, nie wszyscy Niemcy byli źli.
Ciężko mi o tym pisać ze względu na osobiste doświadczenia. Moja babcia z strony taty miała zostać wysłana do Niemiec podczas wojny. Miała idealny aryjski wygląd. Czysty przypadek spowodował, że jej miejsce zajęła inna dziewczynka. Gdyby nie to pewnie nie byłoby mnie. Mam wewnętrzną blokadę do wszystkiego co jest związane z Niemcami, głównie ich języka. Wiem, że może się Wam to wydać niepoważne, ale taka jest historia mojej rodziny.
Mam znajomych wśród Niemców, więc nie czuję do nich odrazy. Wiem też i mam świadomość, że to nie Ci sami Niemcy co ponad 70 lat temu.
„W rezultacie widzę, co w ludziach jest najlepszego i najgorszego. Widzę ich brzydotę i piękno i zastanawiam się, jak to możliwe, że te dwie rzeczy tak mocno ze sobą współistnieją. Ludzie mają jednak coś, czego im szczerze zazdroszczę. Mają dość rozumu, by umierać.”
W książce ukazani są różni ludzie. Ci którzy szli ślepo za Fürerem, ale też Ci, którzy nie tylko chcieli przeżyć wojnę, ale nie wierzyli jego słowom, a co więcej przeciwstawiali się mu. Nie można tego było zrobić otwarcie, ale nie brakowało tych, którzy to robili.
Wojna zmienia ludzi i wcale nie musimy być na froncie, by nas zniszczyła. Niektórzy sami wołają Śmierć, by ta po nich przyszła.
Książka pokazuje nam jak ważne są słowa i ich znaczenie. Ułożone w odpowiednim szyku i nadanie im odpowiedniego sensu może zniszczyć świat. Słowo ma ogromną wartość i znaczenie. Musimy bardzo uważać na to, co chcemy powiedzieć.
„Ludzie zauważają kolory dnia jedynie na jego początku i końcu, choć dla mnie jest oczywiste, że zmieniają się one z każdą chwilą, w całej mnogości odcieni i tonacji. Jedna godzina może się składać z tysięcy różnych barw. Woskowych żółcieni i chmurnych błękitów. Mrocznych ciemności.”
Nadal czuję się zmieszana. Dzięki naszemu narratorowi, który nie był dyskretny niekiedy wiemy co się wydarzy w przyszłości. Niestety, mimo to nie jesteśmy na to gotowi. Ja przynajmniej nie byłam. Ostatnie trzy rozdziały były przeze mnie rzewnie przepłakane. Ból jaki płynie z tych kartek jest nie do opisania. Smutek jaki się z nich wyziera jest wręcz namacalny.
Bardzo trudno mi oceniać takie książki. Takie pozostają z nami na długie lata, jeżeli nie na cale życie. Skończyłam ja dwa dni temu, ale wierzcie mi, że mam poczucie, że nie napisałam wszystkiego. Nadal czegoś mi brakuje, nie potrafię uchwycić „tego" na czym mi najbardziej zależy. Może kiedy wy ją przeczytacie pomożecie mi uporządkować moje myśli i uczucia. Warto ją przeczytać nawet dla samej idei. Choć osobiście czuję niedosyt i nie pojmuję zachwytu nad nią.
Kinga
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia